Friday, 28 December 2012
parallel presents. the art of pierre huyghe
Tuesday, 18 December 2012
a prior # 23
Koniec roku to oczywiście nieudolne remanenty, uporczywe nostalgie i pośpieszne podsumowania. Nastrój ten potęgują lektury na temat tegorocznych wystaw, chociażby 23. numer (nie tylko najnowszy, ale i ostatni, jak zapowiadają wydawcy) zasłużonego magazynu A Prior. To bardzo udana antologia, piękna ale i dość ponura, żerująca bowiem na trudnej do zrekonstruowania przeszłości. Działa jak źle skalibrowana maszyna do archiwizowania zdarzeń. Tematem A Prior jest documenta 13, które już podczas otwarcia wydawały się należeć do historii, ciesząc się (całkiem zasłużenie) opinią najważniejszej wystawy pierwszych dekad XXI wieku. Na łamach nowego A Prior nie znajdziemy jednak krytycznych esejów ani podsumowań w duchu "10 najważniejszych prac d13, których nie udało Ci się zobaczyć". W publikacji zastosowano specyficzny, bardziej intuicyjny i nerwowy, sposób katalogowania przeszłości: gromadzenie cudzych niezrozumiałych notatek, przypisów (do przypisów), ekscentrycznych marginaliów, źle zapamiętanych detali, plotek, anegdot, pomyłek i mitów narosłych wokół wystawy. Są tu zdjęcia dzikiej przyrody w Kassel, scenki z życia mieszkańców miasta, ale i tekst sztuki teatralnej z Bradem Pittem w roli głównej oraz komiks o monologu wygłoszonym w obecności pracy Tino Sehgala. Nowy A Prior powstał na bazie notatek kilkudziesięciu osób, które odwiedziły tego lata Kassel - kuratorów, krytyków, pisarzy. M is for Books jest obecne na stronach 52 i 53, gdzie znajduje się "partytura" do nowej, recyklingowej wersji documenta w wersji vintage (ostatnie zdjęcie z nocnej, zimowej sesji).
Wednesday, 5 December 2012
… of love, springing from pain and despondency, agony and death
… of love, springing from pain and despondency, agony and death to tytuł inscenizowanego wykładu o muzeach, rozpadzie i martwych językach. Powstał on na bazie wczesnych tekstów Roberta Smithsona - artysty, który objawi się w najbliższą sobotę pod postacią lalki (autorstwa Tomasza i Donata Kowalskich), animowanej i zmuszanej do mówienia przez brzuchomówcę-Marksistę Iana Saville'a. Wydarzenie to jest częścią programu Radykalne Języki, organizowanego przez krakowską Cricotekę w dniach 7 - 9 grudnia 2012. Oto opis wykładu:
"Brzuchomówstwo
przypisywano wieszczkom, opętanym, czarnoksiężnikom, wróżbitom,
mediom i świętym. Zanim stało się wodewilową atrakcją, należało
do królestwa śmierci. Wierzono, że głos, który nie wydobywał
się przez usta, pochodzić mógł zarówno od zmarłych jak i
demonów. W XVIII wieku brzuchomówstwo stało się jednym z cyrkowym
trików, wciąż jednak ciągnęło się za nim odium ciemnej
praktyki. Budzącą
najwyższy podziw, a jednocześnie lęk, umiejętnością
brzuchomówcy było nie tyle wydobycie głosu z własnych trzewi, co
sprawienie, że głos wydarzał
się
poza ciałem: w innej osobie, lalce, pod sufitem, za ścianą, pod
ziemią. Jeszcze w pierwszej połowie XX wieku brzuchomówcom
(którymi byli wyłącznie mężczyźni), udawało się podtrzymywać
status gwiazd kultury popularnej. Upowszechnienie się radia i
gramofonu ostatecznie pogrzebało jednak całkowicie tę profesję –
iluzja głosu wydobywającego się poza ciałem stała się zbyt
łatwo dostępna i zbanalizowana. Głównym bohaterem
wykładu-wywiadu – opartego na powrocie do skompromitowanej i
archaicznej formy rozrywki jaką jest brzuchomówstwo - jest znany
amerykański artysta R.S., autor przenikliwych tekstów, dotyczących
rozpadu języka, geologii oraz muzeów
pustki.
Eseje i opowiadania R.S. cechowało spore poczucie humoru, irytująca
pewność siebie i nonszalancka niechęć do ruin
Starego Kontynentu,
nad które przedkładał peryferia amerykańskich miast. Tekst
wykładu został powierzony trzem postaciom: sopranistce (uparcie
zadającej ten sam zestaw pytań), brzuchomówcy (produkującemu
głos, cierpliwie odpowiadającemu na pytania) oraz lalce (żywo
przypominającej R.S., goszczącej przekierowany głos). Seans
brzuchomówczy jest w tym przypadku próbą tchnięcia ducha w
przykurzone awangardowe truchło - odczytaniem ekskluzywnej ramoty w
duchu akademickiego freak
show. Zgodnie
ze starym angielskim powiedzeniem: Brzuchomówstwo
jest dla kretynów i lalek
(Ventriloquism
is for dummies)."
Powyżej lalka Roberta Smithsona, projekt: Tomasz i Donat Kowalscy.
Saturday, 1 December 2012
between walls and windows. architecture and ideology
Budynek Haus der Kulturen der Welt w Berlinie, dar Stanów Zjednoczonych dla mieszkańców Berlina Zachodniego z 1958 roku, doczekał się swojej obszernej książkowej monografii, sprzężonej z wystawą, pod wspólnym tytułem Between Wall and Windows. Architecture and Ideology. Zaprezentowano projekty takich artystów i pracowni architektonicznych jak Angela Ferreira, Amateur Architecture Studio, Terence Gower, Ingo Manglano-Ovalie, Studio Miessen. Częścią projektu było wyeksponowanie samego budynku, poprzez otwarcie pomieszczeń rzadko dostępnych dotąd dla publiczności. Historia Haus der Kulturen der Welt związana jest nierozerwalnie z zimnowojennymi podchodami ideologicznymi - wizerunkową wojną na architekturę i inżynierię w drugiej połowie XX wieku. W publikacji, pod redakcją Valerie Smith znajduję się nie tylko teksty poświęcone poszczególnym projektom artystycznym, ale także eseje o polityce architektury, fikcja literacka (wprawne oko odnajdzie tam również kolejny rozdział powieści L.A.S.T. L.E.A.K., tym razem towarzyszący projektowi Moniki Sosnowskiej, będący jedyną materializacją pewnego śmiałego, trudnego do zrealizowania konceptu), materiały archiwalne, rysunki i staranna dokumentacja fotograficzna budynku (autorstwa nikogo innego, jak samego Davida Goldblatta!).
Tuesday, 13 November 2012
litery: b
Litera B powstała z klocków. Na początku była mała (wielkości średniego psa) i dość nieporadna. Później dojrzała - ma w tej chwili 330 centymetrów i zdaje się że przestała już rosnąć. Litera spoważniała i postanowiła zamienić klocki na cegły. Duńskie klocki wymieniła na polską cegłę pełną. Litera B widywana jest w parku po prawej stronie Wisły w towarzystwie liter D, O, R, Ó i N, oczywiście nie zawsze w takiej kolejności. Losy litery B można śledzić na bieżąco, posługując się wskazówkami umieszczonymi tutaj.
Sunday, 11 November 2012
obje'ct
Kilka dni temu dotarły do nas z Turcji pierwsze zdjęcia książki Obje'ct która dokumentuje i kontekstualizuje prace macedońskiego artysty Yane Calovskiego. Yane to stary druh, z którym pracowaliśmy m. in. nad historią (niezbudowanego) muzeum sztuki nowoczesnej w Skopje, które zaprojektował w latach 50. Oskar Hansen (wystawa i książka Oskar Hansen's Museum of Modern Art) . W książce Obje'ct, zamiast nowego eseju krytycznego o sztuce Yane, znajduje się nowy rozdział "pasożytniczej powieści" L.A.S.T. L.E.A.K. - zestaw scenariuszy dla artysty, do rozważania na przyszłość. Wypatrujemy teraz przesyłki z Istambułu.
Zdjęcia: Basak Senova.
Sunday, 4 November 2012
the plant # 3: camellia
The Plant towarzyszył nam na wycieczce śladami budynków zaprezentowanych podczas Interbau, czyli Międzynarodowej Wystawy Budynków w berlińskim Hansaviertel w 1957 roku.
Wednesday, 31 October 2012
postmodernizm jest prawie w porządku. polska architektura po socjalistycznej globalizacji
Architektoniczna książka-wystawa (po raz pierwszy została pokazana rok temu, w ramach festiwalu "Warszawa w budowie" jako tradycyjna wystawa w budynku Szkoły Głównej Handlowej), która mogłaby wygrać w konkursie o najbardziej chwytliwy tytuł 2012 roku. Postmodernizm jest prawie w porządku to oczywiście parafraza pytania Is not Main Street almost all right? rzuconego przez Roberta Venturiego w manifeście "Complexity and Contradiction in Architecture". Sam projekt jest kontynuacją programu badawczego prowadzonego przez Łukasza Stanka i jego zespół, dotyczącego eksportu architektury i urbanistyki z krajów byłego bloku krajów socjalistycznych do Afryki oraz na Bliski Wschód. W pierwszej fazie programu analizowano m. in. wkład polskich architektów w przebudowę Bagdadu, wznoszenie gmachów muzealnych w Nigerii czy też budynków rządowych w Ghanie. Tym razem Stanek zadał pytanie o wpływ doświadczeń projektowych na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej na produkcję przestrzeni miejskiej w Polsce po socjalizmie. Pomysł na zaprezentowanie podobieństw w realizacjach poszczególnych architektów i biur projektowych przed i po socjalizmie jest niezwykle wyrafinowany. Ze zdjęciami projektów z Bliskiego Wschodu i Afryki zestawione są rysunki aksonometryczne polskich budynków. Rysunki te robią ogromne wrażenie - zostały wykonane w jednej skali, z uwzględnieniem otoczenia budynków. Pojawiają się na nich samochody, ludzie, drzewa, piaskownice, a nawet sterowiec i Lord Vader (dla spostrzegawczych)! Książka jest dobrze napisana, fantastycznie ilustrowana i ma "podręcznikowy"projekt graficzny oraz nieporęczny, albumowy format który jest (prawie) w porządku. Więcej na temat projektu badawczego Łukasza Stanka można przeczytać na stronie south of eastwest.
Saturday, 13 October 2012
bulletins of the serving library # 3: ecstatic alphabets/ heaps of language
Wczoraj dotarła do nas nareszcie papierowa wersja trzeciego numeru Biuletynu Urzędującej Biblioteki (o puli tekstów z tej edycji w wersji online pisaliśmy w zeszłym miesiącu), znanego niegdyś jako Kropka Kropka Kropka. Wąchanie papieru sprawia oczywiście o wiele większą przyjemność niż wpatrywanie się w ekran, zwłaszcza przy tak uwodzącym projekcie graficznym. Nowy numer Biuletynu jest niespodziewanie obszerny - rozrósł się do ponad 200 stron, wypełnionych typograficznymi eksperymentami, esejami, anegdotami i erudycyjnymi wywodami o literach i języku. W numerze występują m. in. Alfred H Barr i Franklin Gothic, żarłoczna litera M z Ulicy Sezamkowej, Blixa Bargeld z Einstürzende Neubauten oraz książki których tytułami są pojedyncze litery alfabetu. Numer ten funkcjonuje jako niby-katalog (a bardziej jako pula tekstów referencyjnych) do wystawy w Museum of Modern Art w NYC zatytułowanej Ecstatic Alphabets/ Heaps of Language, poświęconej (oczywiście!) związkom sztuki współczesnej ze słowem pisanym. Wygląda na to, że Biuletyn może dziś śmiało konkurować z F.R. David o palmę pierwszeństwa w kategorii najbardziej ekstrawaganckiego periodyku artystycznego, flirtującego z literaturą i filozofią.
Sunday, 7 October 2012
odprysk poezji. stanisław dróżdż mówi
Stanisław Dróżdż zajmował się poezją konkretną zanim takowy termin trafił w ogóle do Polski, parał się nią również długo po tym jak ogłoszono śmierć tego gatunku (jak się przyjmuje, po Światowej Wystawie Poezji Konkretnej w Stedelijk Museum w 1972 roku w Amsterdamie). Był poetą kilku słów, które zmieściłyby się na małej kartce: „życie”, „śmierć”, „tak”, „nie”, „białe”, „czarne”, „było”, „jest”, „będzie”. Dróżdż potrafił użyć zamiast liter kilkukilometrowej żyłki, budziki wskazujące różne godziny albo hurtowe ilości kostek do gry. Swoje wiersze nazywał „pojęciokształtami”, interesowała go matematyka, logika i hazard a nie płomienne metafory i zgrabne rymy. Szybko trafił z przybibliotecznych świetlic do galerii - konceptualni artyści flirtujący wówczas sporo z językiem, instrukcjami, logiką, z otwartymi ramionami przyjęli prace konkretystyczne. Dróżdż tworzył dzieła porażające - brutalnie powściągliwe, zafiksowane na "wielkich tematach". Funkcjonował na obrzeżach kilku małych światów jednocześnie (między galerią Foksal i Pod Moną Lisą, konkursami poetyckimi, Wrocławiem i rodzinnym Sławkowem). Odprysk poezji. Stanisław Dróżdż mówi to wywiad rzeka, jaki Małgorzata Dawidek Gryglicka przeprowadziła z artystą w listopadzie i grudniu 2006 roku. Lektura tej książki nie zajmuje zbyt wiele czasu - bardzo dużą część publikacji zajmują (doskonałe) materiały archiwalne, z włączeniem prywatnych rodzinnych fotografii, wycinków prasowych i wczesnych wierszy. Sama rozmowa, choć frapująca, bywa dość ciężka, mozolna. Dróżdż wyraźnie męczy się, miesza fakty, odpowiada wymijająco. Wydaje się czasami nie obejmować rozbudowanych, ciągnących się w książce przez pół strony pytań. Był już wówczas bardzo słaby, choroba postępowała, to jego ostatnia rozmowa przed śmiercią. Ta odczuwalna w tekście słabość ciała wydaje się jednak w jakiś zatrważający sposób współgrać z samym naczelnym tematem jego twórczości: zapominania, mechanicznej redukcji, dekompozycji.
Thursday, 4 October 2012
cabinet # 46: punishment
Najnowszy, dość mroczny numer Cabinet poświęcony jest karze: nękaniu, kaftanom bezpieczeństwa, klapsom, amerykańskiemu więziennictwu, urządzeniom korekcyjnym i tym podobnym zagadnieniom. Nie rozwodząc się zbytnio nad (jak zwykle intelektualnie wyborną) zawartością pisma, przyjrzyjmy się bliżej jedynie stronom nr. 92 i 93. Umieszczono tam fragment zbioru Celltexts, kompletowanego przez Ines i Eyala Weizmanów. Celltexts to archiwum książek, które zostały napisane w więzieniu czy tez w innych miejscach karnego odosobnienia, od ok VI w. n.e . do dziś. W tym stale rozrastającym się księgozbiorze znajduje się wiele znanych tytułów i plejada jeszcze bardziej znanych nazwisk (nie tylko działaczy pokojowych i szlachetnych opozycjonistów, ale również nikczemnych postaci historycznych ). Na stronie internetowej Celltexts prowadzonej przez Weizmanów znajduje się indeks zagadnień według którego można poszukiwać poszczególnych książek (antropologia, teatr, biologia, sztuka etc.) oraz przyporządkowana im mapa świata. Fizycznie, wszystkie te książki zostały ułożone na regałach w porządku dalekim od alfabetycznego – miejsce w rzędach określone jest liczbą dni jaką autor książki spędził, czy też wciąż spędza, w więzieniu. Od 1 dnia (Patrick Pearse, który zdążył napisać jedynie list do matki zanim został pośpiesznie stracony) do 42 lat (Ukrainiec Danylo Szumuk).
Sunday, 30 September 2012
lovely, human, true, heartleft
Tegoroczna jesień należy do Aliny Szpocznikow. Lada moment otwarta zostanie jej duża wystawa Sculpture Undone w nowojorskim Museum of Modern Art, w ten weekend na Żoliborz wróciła jej bardzo wczesna (1949 rok!) rzeźba Matka z dzieckiem oraz ukazała się książka Kroją mi się piękne sprawy. Listy Aliny Szapocznikow i Ryszarda Stanisławskiego 1948–1971 (Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie/ Karakter). Z noty do książki: "Jest to niepublikowana dotąd korespondencja między jedną z największych dwudziestowiecznych artystek i znakomitym krytykiem sztuki, wieloletnim dyrektorem Muzeum Sztuki w Łodzi. Listy, pisane od schyłku lat 40. do końca życia rzeźbiarki, dokumentują ich narzeczeństwo, małżeństwo, a po rozwodzie – nadal bliską, przyjacielską więź. Są świadectwem drogi artystycznej Szapocznikow i rzadkim u niej autokomentarzem – artystka bardzo powściągliwie mówiła o sobie, nawet jej wojenne losy do dziś nie są w pełni znane. Jest to także dokument intymny – w dużej mierze korespondencja miłosna, pisana z prawdziwym literackim talentem." Prezentujemy angielską wersję książki, która ukazuje się jednocześnie z polskim zbiorem listów. Ma ona zupełnie inny format, layout, wybór zdjęć a nawet tytuł (Lovely, Human, True, Heartleft). Autorem projektu graficznego jest boski Ludovic Balland. W tle występuje żoliborska Matka z dzieckiem.
Tuesday, 25 September 2012
litery: m
Komplet tekstów z 3. numeru Bulletins of the Serving Library, najmłodszego dziecka Dexter Sinister, jest już dostępny online. Te samy materiały, na papierze trafiły także do dystrybucji Sternberg Press. Jako filozoficzno-typograficzną zachętę do lektury pisma, prezentujemy zagadkę związaną z literą M. Czym różnią się powyższe dwie litery?
Odpowiedzi można szukać w tekście Andrew Bluma zatytułowanym: MMMMMMMMMMMM ... Tekst zaczyna się następująco: "On vacation in Greensboro, Vermont, in the summer of 1966, Alfred H. Barr, the Museum of Modern Art’s first director, had an epiphany. The museum’s official abbreviation—long “MOMA”—would, Barr thought, be better served by a lowercase “o”: “MoMA.” In letters sent from the city, his colleagues took issue with his holiday musings; “it gives me terrible visual hiccoughs,” one wrote". Te i inne przygody tekstowe dostępne są na stronie Serving Library (link obok w dziale magazyny).
Monday, 24 September 2012
the hunter in the armchair
Honza Zamojski nie próżnuje i wyprodukował kolejnego artbooka dla wiernego grona miłośników papierowych ekstrawagancji. The Hunter in the Armchair to debiut prozatorski młodego szwedzkiego artysty Iljego Karilampiego. Niewielka książka wylądowała ostatnio na uwodząco ponurej wyspie Gotlandia. Publikacja jest niewielka, więc ledwo wystarczyła na przelot Warszawa-Sztokholm. Bohater książki to typowe rezydencyjne stworzenie, jakich wiele w europejskich i amerykańskich ośrodkach sztuki. Sama historia jest dość mało wciągająca – to nieco podrasowany pamiętnik z pobytu rezydencyjnego w NYC. Po kilkudziesięciu stronach dopingujemy artystę, żeby zaczął zmyślać naprawdę. Miało być dużo seksu i przemocy, a dostajemy głównie dylematy artysty rezydenta dotyczące wypłat z bankomatu i manipulacji z kartami do telefonu komórkowego. Są tam jednak również elementy komiczne (choć jest to niewątpliwie dowcip branżowy) - koniec końców nie wiadomo jednak czy Cosima von Bonin kupiła obiad głównemu bohaterowi książki czy też nie… Książka sama w sobie jest uroczym obiektem i dlatego pewnie trafi na domową półkę zamiast do biblioteki. Poręczny format, sensacyjna okładka, dobra typografia. Jak to bywa z Morava Books, dostajemy do rąk rzecz zaprojektowaną z dużą kulturą, a jednocześnie z rozmachem.
Subscribe to:
Posts (Atom)