Wednesday, 30 May 2012
mirage # 3
Sunday, 27 May 2012
theatre of hunters
O katalogach wystaw piszemy raczej rzadko i nie zawsze chętnie. Większość tradycyjnie przygotowywanych katalogów starzeje się równie szybko co powstaje. Trudno jest dociec przyczyn kompulsywnej nadprodukcji tego typu wydawnictw (schemat: wymuszony tekst kuratorski + reprodukcje prac + biografia artysty), szczęśliwie ostatnio słabnącej . Tym razem jednak pochylamy się nad publikacją - będącą, czego nie da się ukryć, rasowym katalogiem do wystawy - naprawdę wybitną. "Theatre of Hunters" jest pokłosiem ekspozycji Pedro Barateiro w Kunsthalle Basel w 2011 roku. Publikacja jest taka jak sztuka Barateiro - tekst należy czytać jako libretto, obiekty na wystawie jako rekwizyty spektaklu teatralnego, kuratorski edytorial jako podszept suflera. Cudownie wydana książka, będąca czymś w rodzaju podróżniczo-filozoficzno-prestidigitatorskiego manuskryptu, zawiera m. in. libretto do odegrania przez aktora jako część instalacji "The Theatre of Hunters" (fragment tutaj), negatywy zdjęć z maskami plemion Nuu-chah-nulth i Kwakiutlów, opisy elementów wystawy rozpisane jak kolejne akty sztuki teatralnej-instrukcje etc. Książkę zaprojektował (z pełnym wyczuciem delikatnego, zniuansowanego materiału z jakim przyszło mu pracować) portugalski designer i twórca komiksów Pedro Nora.
Sunday, 13 May 2012
the exhibitionist # 5
Ekshibicjonista powraca do dawnego
(mniej auto-referencyjnego) formatu i żółtej okładki. Ponownie
można cieszyć się takimi rubrykami jak „Curator's Favorites”
(w której to m.in. Hans Ulrich Obrist opowiada o wystawie, której
nie widział ale którą podziwiają jego koledzy, czyli „Les
Immateriaux” z 1985 roku) czy „Typologies” - gdzie tym razem tematem przewodnim jest prezentacja stałych kolekcji muzeum w XXI wieki. Głównym bohaterem numeru jest jednak ekspozycja Pacific Standard Time, złożona z około 70 różnych projektów zrealizowanych w Południowej Kalifornii w 2011 roku, będących próbą napisania na
nowo historii sztuki tworzonej w Los Angeles i okolicach w latach 1945 - 1980 (wystawę złożoną z elementów tych amerykańskich pokazów można w tej chwili oglądać w Martin Gropius Bau). Archiwum wystaw, odtworzeń performensów i publikacji zrealizowanych pod szyldem Pacific Standard Time można znaleźć tutaj.
Nowy Ekshibicjonista to lektura pouczająca, na wysokim poziomie, choć ze względu na żargon i fiksację na znanych nielicznym ekspertom detalach, niewątpliwie można ją polecać przede wszystkim kuratorskim geekom.
ps. Podczas niedawnej wizyty w Kabinet Archive, które wydaje pismo, dowiedzieliśmy się że dystrybucja tego doskonałego periodyku ograniczyła się obecni do sprzedaży online. Można też oczywiście odwiedzić uroczą siedzibę K.A. przy Dieffenbachstrasse i nabyć Ekshibicjonistę osobiście.
Nowy Ekshibicjonista to lektura pouczająca, na wysokim poziomie, choć ze względu na żargon i fiksację na znanych nielicznym ekspertom detalach, niewątpliwie można ją polecać przede wszystkim kuratorskim geekom.
ps. Podczas niedawnej wizyty w Kabinet Archive, które wydaje pismo, dowiedzieliśmy się że dystrybucja tego doskonałego periodyku ograniczyła się obecni do sprzedaży online. Można też oczywiście odwiedzić uroczą siedzibę K.A. przy Dieffenbachstrasse i nabyć Ekshibicjonistę osobiście.
Tuesday, 8 May 2012
cabinet # 44, 24 hours
Nowy numer Cabinet, zatytułowany „24
godziny”, oparty jest na prostym, konceptualnym zabiegu. Wszystkie
teksty z głównego działu powstały w przeciągu jednej doby. Od
zamówienia materiału przez redaktorów pisma do oddania jego
ostatecznej wersji przez autora nie mogło minąć dłużej niż 24
godziny. To ekstremalne wyzwanie zostało podjęte m.in. przez Georga
Prochnika, Mario Gracia Torresa i Tirdada Zolghara. 44 numer
nowojorskiego pisma jest efektem ubocznym innej inicjatywy Cabinet –
„24-Hour Book”, czyli serii książek, które powstają w
przeciągu doby. Autorzy zamykani są w redakcji pisma, po to by po
dobie stworzony przez nich tekst (już zredagowany i złożony)
trafił do drukarni. Dotychczas eksperyment ten przeszedł pomyślnie
wyłącznie Brian Dillon. Nie znamy jeszcze efektów tego pisarskiego
maratonu, jak tylko jego książka „I'm Sitting In the Room”
trafi w nasze ręce, zdamy relację.
W 44. numerze znalazło się też kilka tradycyjnych, cabinetowych esejów. Kilka przykładów: James Fergusson pisze o głodzie i żywnościowych odkryciach Sir Jacka Dummonda, Mark Dorrian przypomina legendarne filmy „Powers of Ten” (można go obejrzeć tutaj) Charlesa i Raya Eamesów i „Fantastic Voyage” Richarda Fleischera (mrożący krew w żyłach trailer jest tutaj), analizując paradoks „wertykalnych podróży”, David Morris przypomina najbardziej zmitologizowane sympozjum w historii amerykańskich uniwersytetów, czyli "Schizo-Culture” z 1975 roku, Christopher Turner analizuje związki między psychoanalizą a rozwojem gospodarczym w USA lat 50., a Jonathan Allen odwiedza hiszpańskie pueblo blanco Juzcar, które zostało przemalowane na „smerfowy” kolor. Nowy Cabinet przynosi też nowy piękny tekst Wayne Koestenbauma (który raz na kwartał otrzymuje z redakcji jedno niezidentyfikowane zdjęcie, do którego to pisze filozoficzną rozprawę, esej bądź wiersz) o wszechpotężnych, naszpikowanych specjalnymi mocami i niezrównanym intelektem, trzech brzydkich siostrach.
W 44. numerze znalazło się też kilka tradycyjnych, cabinetowych esejów. Kilka przykładów: James Fergusson pisze o głodzie i żywnościowych odkryciach Sir Jacka Dummonda, Mark Dorrian przypomina legendarne filmy „Powers of Ten” (można go obejrzeć tutaj) Charlesa i Raya Eamesów i „Fantastic Voyage” Richarda Fleischera (mrożący krew w żyłach trailer jest tutaj), analizując paradoks „wertykalnych podróży”, David Morris przypomina najbardziej zmitologizowane sympozjum w historii amerykańskich uniwersytetów, czyli "Schizo-Culture” z 1975 roku, Christopher Turner analizuje związki między psychoanalizą a rozwojem gospodarczym w USA lat 50., a Jonathan Allen odwiedza hiszpańskie pueblo blanco Juzcar, które zostało przemalowane na „smerfowy” kolor. Nowy Cabinet przynosi też nowy piękny tekst Wayne Koestenbauma (który raz na kwartał otrzymuje z redakcji jedno niezidentyfikowane zdjęcie, do którego to pisze filozoficzną rozprawę, esej bądź wiersz) o wszechpotężnych, naszpikowanych specjalnymi mocami i niezrównanym intelektem, trzech brzydkich siostrach.
Sunday, 6 May 2012
przygody na bezludnej wyspie
Nowy zbiór rysunkowych opowieści
Macieja Sieńczyka – jednego z najlepszych rysowników w tej części
Europy – jest obsesyjny, duszny, miejscami obrzydliwy. Akcja toczy
się na statku Andrea Doria oraz na bezludnej wyspie, na którą
trafia po uderzeniu wielkiej fali główny bohater – mężczyzna,
pragnący zwiedzić Afryką Południową i spotkać tamtejszych
„wyjątkowo serdecznych kolonistów”. Szkatułkowo skonstruowana
książka składa się z licznych, krótkich opowieści – ktoś
opowiada komuś historię o tym jak kto inny usłyszał pewną
anegdotę, w której coś komuś się przyśniło lub ktoś coś
innego podsłuchał etc. Bohaterami książki Sieńczyka są ludzie w
nieokreślonym (choć zazwyczaj niemłodym już) wieku, obdarzeni
jakąś niezwykłą cechą – umiejętnością lub defektem. Joasia
z Sosnowca, wygina łyżeczki i unosi przedmioty siłą woli, choć
polega w teście na wojskowe zastosowanie telekinezy. Pewien
mężczyzna ożywia „paproszki i drobiny kurzu”, tak aby śpiewały
mu funeralne pieśni podczas zamiatania i odganiały nieznośną
nudę. Inny z bohaterów traci radość z życia oraz towarzyski urok
na skutek „spowolnienia pracy hormonów”, więc postanawia
okaleczyć się potajemnie aby „poczuć jeszcze raz ogień jaki
dany jest jedynie młodzieży i osobom, o których mówi się
szaleńcy boży”. Świat Sieńczyka jest starannie skonstruowany (a
raczej umeblowany), choć pęka i kruszy się, dręczy go gorączka i
omamy. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być pozornie na
swoim miejscu. Architektura u Sieńczyka jest zdyscyplinowana,
powściągliwa na modernistyczną modłę, natura jest
zorganizowana, złożona z powtarzalnych modułów i najczęściej
silnie antropomorfizowana (nadmorskie skały w jednej z opowieści
uformowane są na podobieństwo „worów pod oczami”). Sieńczyka
pociąga formalizm, lubuje się też w nieschnących cieczach,
śluzie, lepkich wyciekach. „Przygody na bezludnej wyspie”
czerpią garściami z estetyk niemodnych, zapomnianych i wypartych.
Sieńczyk lepi z nich własny gatunek powieści graficznej,
niepodzielnie królując na wytyczonym przez swoje rojenia terytorium.
Subscribe to:
Posts (Atom)