Sunday 7 October 2012

odprysk poezji. stanisław dróżdż mówi

Stanisław Dróżdż zajmował się poezją konkretną zanim takowy termin trafił w ogóle do Polski, parał się nią również długo po tym jak ogłoszono śmierć tego gatunku (jak się przyjmuje, po Światowej Wystawie Poezji Konkretnej w Stedelijk Museum w 1972 roku w Amsterdamie). Był poetą kilku słów, które zmieściłyby się na małej kartce: „życie”, „śmierć”, „tak”, „nie”, „białe”, „czarne”, „było”, „jest”, „będzie”. Dróżdż potrafił użyć zamiast liter kilkukilometrowej żyłki, budziki wskazujące różne godziny albo hurtowe ilości kostek do gry. Swoje wiersze nazywał „pojęciokształtami”, interesowała go matematyka, logika i hazard a nie płomienne metafory i zgrabne rymy. Szybko trafił z przybibliotecznych świetlic do galerii - konceptualni artyści flirtujący wówczas sporo z językiem, instrukcjami, logiką, z otwartymi ramionami przyjęli prace konkretystyczne. Dróżdż tworzył dzieła porażające - brutalnie powściągliwe, zafiksowane na "wielkich tematach". Funkcjonował na obrzeżach kilku małych światów jednocześnie (między galerią Foksal i Pod Moną Lisą, konkursami poetyckimi, Wrocławiem i rodzinnym Sławkowem). Odprysk poezji. Stanisław Dróżdż mówi to wywiad rzeka, jaki Małgorzata Dawidek Gryglicka przeprowadziła z artystą w listopadzie i grudniu 2006 roku. Lektura tej książki nie zajmuje zbyt wiele czasu - bardzo dużą część publikacji zajmują (doskonałe) materiały archiwalne, z włączeniem prywatnych rodzinnych fotografii, wycinków prasowych i wczesnych wierszy. Sama rozmowa, choć frapująca, bywa dość ciężka, mozolna. Dróżdż wyraźnie męczy się, miesza fakty, odpowiada wymijająco. Wydaje się czasami nie obejmować rozbudowanych, ciągnących się w książce przez pół strony pytań. Był już wówczas bardzo słaby, choroba postępowała, to jego ostatnia rozmowa przed śmiercią. Ta odczuwalna w tekście słabość ciała wydaje się jednak w jakiś zatrważający sposób współgrać z samym naczelnym tematem jego twórczości: zapominania, mechanicznej redukcji, dekompozycji.